Tytuł: You are my hero.
Autorka: @RoomJDirection
Bohaterowie: W roli głównej Louis Tomlinson i Harry Styles (Larry). Występują także Niall Horan, Zayn Malik oraz inne postacie.
Od autorki: Dam dam dam. Hehe hejcia sooooo. Wiem ze długo nie dodawałam i spodziewaliście się trzeciej części imaginu z Harrym i Sylwia, ale postanowiłam, że muszę to dodać, bo nie wytrzymam. A no i moje opóźnienie wynikało z tego ze komputer mi padł i prawie cały pisałam na telefonie, co było męczarnią serio. Na przerwach i lekcjach pisałam tak ze mi palce drżały od ciągłego trzymania telefonu. Ale w miedzy czasie czytałam masę blogów i imaginów sama się sobie dziwie, bo ja nienawidziłam czytać jakieś 2 lata temu no ale nic :) myślę ze zaskoczę was tym imaginem, bo starałam się przekazać w nim więcej emocji, uczuć, a mniej dialogu i jestem bardzo dumna z tego imaginu wydaje mi się ,że do tej pory jest to najlepszy imagin :)
Podziękowania: Dla Ewy, bo to ona mi sprawdzała błędy (Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam, ale sprawdzałam to dość późno :) ~ Ewa)
Przeprosiny: Dla Sylwii, wiem, że chcesz kolejną część z Tobą, ale musiałam to napisać.
Uwaga: Zawiera miłość mesko-męską. Jeśli nie odpowiada ci coś takiego wyjdź od razu.
AU - One Direction nie istnieje.
Natchnieniem był pewien mały chłopczyk. Kiedy wracałam ze szkoły mały chłopczyk szedł przede mną i patrzył w księżyc. To była moja inspiracja może dziwna ale tak mi przyszło na myśl. Dziękuję ci tajemniczy chłopczyku!
Jak co wieczór spacerowałem ulicami Londynu by nabrać sił przed kolejnym tydzień wykładów na uczelni. Tak, jestem studentem i dobrze mi idzie. Zdaje wszystkie zaliczenia i jestem na wszystkich wykładach nigdy nie imprezuję. Skoro rodzice płacą za studia to znaczy, ze mam się uczyć, a nie balować gdzie się da i zaliczać wszystko co się rusza. Piątkowy uczeń można tak powiedzieć. Nie mam nikogo i nie potrzebuję nikogo. Chyba... Nie myślałem nigdy o tym. Nie potrzebuje mieć swojej "drugiej połówki" chce się skupić na nauce. A poza tym dla mnie trudno znaleźć drugą połówkę. Jestem gejem co wiem od zawsze nigdy nie ciągnęło mnie do dziewczyn nie czuje się z tym źle. Rodzina to akceptuje może dlatego, że nie przyprowadzam swoich partnerów do domu? Sam nie wiem.
Spojrzałem w księżyc który był dzisiaj w pełni. Usłyszałem jakieś głosy w dalszej części parku zwróciłem tam wzrok. Trzech mężczyzn stało i rozmawiało ze sobą.
-Kasa! - jeden z nich wyciągnął rękę.
-Nie mam mówiłem wam - odezwał się ten stojący naprzeciwko pozostałej dwójki.
-Nie obchodzi nas to kasa miała być na dzisiaj! - krzyknął trzeci.
-Dajcie mi 2 miesiące wykombinuję tą kasę tylko dajcie mi czas.
-Tomlinson miałeś swój czas.
-Dajcie mi miesiąc tylko miesiąc.
-Już za długo czekaliśmy.
Najwyższy z nich podniósł rękę i wymierzył najniższemu z trójki w twarz. Zatoczył się parę kroków do tyłu kolejny zrobił to samo tylko w brzuch. Niższy chłopak próbował się obronić, ale nie dawał im rady opadł na ziemie, a oni zaczęli go kopać dopiero wtedy mój zdrowy rozsadek wrócił i biegiem ruszyłem w ich stronę.
-Zostawcie go! - krzyknąłem.
Odwrócili się do mnie i zaraz zaczęli uciekać w przeciwną stronę.
Podbiegłam do tego chłopaka leżał skulony na chodniku. Przykucnąłem obok niego.
-Słyszysz mnie? - zapytałem.
-Yhyhm. - mruknął w odpowiedzi.
-Wstań teraz.
Chwyciłem go delikatnie za lewą rękę i pomogłem wstać.
-Ała. - chwycił się na brzuch i zgiął w pół.
-Wyprostuj się.
-Ale to boli - wychrypiał.
-Wiem, że boli wyprostuj się.
Powoli wyprostował się rękę nadal trzymając na brzuchu.
-Nie dotykaj brzucha bo masz gorącą rękę.
-Ale to boli.
-Masz coś zimnego ze sobą? - zaprzeczył ruchem głowy. - Ymmmm ja mam zimne ręce będzie ci lepiej okej?
-Yhym.
Przyłożyłem zimną dłoń pod jego koszulkę na brzuch. Drgnął szybko.
-Nie ruszaj się.
Po jego koszulce kapała krew lecąca z nosa i wargi. Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę i podałem mu.
-Przyłóż do nosa i się lekko pochyl.
Wykonał moje polecenie.
-Wytrzymaj już dzwonie po karetkę - sięgnąłem po swój telefon do kieszeni.
-Nie proszę, nie dzwoń - powstrzymał mnie.
-Pobili cię i to dość poważnie, muszę.
-Nie oni zadzwonią na policje, błagam nie.
-No dobrze gdzie mieszkasz?
-Nie jestem z Londynu. Przyjechałam na chwile do rodziny, ale oni nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie.
-Okej to zabiorę cię do siebie i tam opatrzę. Chodź.
Wolnym krokiem ruszyliśmy do mojego mieszkania.
-Masz możne jeszcze jedna chusteczkę? - zapytał podnosząc głowę i patrząc w moje oczy.
Poczułem jakby mnie coś kopnęło błękit jego oczu jest porażający. Jego brązowa grzywka opadała na czoło, a na głowie panował chaos. Moje serce zabiło szybciej. Ocknąłem się i podałem mu chusteczkę. Doszliśmy do mojego mieszkania. Cały czas moją dłoń trzymałem na jego obolałym brzuchu. Wyciągnąłem klucze z kieszeni i otworzyłem drzwi.
-Wchodź - rozkazałam, a on posłusznie wykonał moje polecenie.
Położyłem klucze na komodzie i przekręciłem zamek w drzwiach.
-Prosto i w lewo tam jest salon usiądź na kanapie, a ja idę po apteczkę.
-O-okej.
Ruszył przed siebie, a ja ruszyłem do toalety. Chwyciłem apteczkę, płatki kosmetyczne oraz namoczyłem delikatnie ręcznik. Namoczyłem jeszcze kilka płatków kosmetycznych w wodzie i ruszyłem do salonu. Siedział na kanapie pochylony lekko do przodu, a do nosa miał przyłożoną chusteczkę. Usiadłem obok niego. Podniósł na mnie wzrok jego oczy lekko się szkliły.
-Chodź. Najpierw musisz wyczyścić nos.
Podniosłem się z kanapy, a on zrobił to samo. Pokierowałem go do toalety.
-Wydmuchaj nos i wyczyść go z krwi bo ja ci palców do nosa nie wsadzę.
Zaśmiał się delikatnie.
-Jak skończysz to przyjdź do salonu.
-Okej - wydusił z siebie.
Ja wróciłem do salonu. Usiadłem na kanapie i wyciągnąłem wszystko z apteczki. Zaraz zjawił się chłopak i usiadł na kanapie.
-Opatrzę ci rany okej? Tylko nie krzycz, jak będzie bolało.
-Postaram się.
Nasączyłem płatek kosmetyczny wodą utlenioną.
-Będzie trochę szczypać.
Zacząłem delikatnie obmywać jego rozcięty łuk brwiowy. Syknął z bólu i automatycznie odsunął głowę.
-Nie odsuwaj się to nic nie da.
-Ale to szczypie.
-Wiem no dasz rade nie pękaj.
-Ugh....
Znów zacząłem obmywać jego ranę.
-To zawsze tak bolało? - zapytał.
-Tak zawsze - zaśmiałem się. - Nigdy nie miałeś czegoś rozwalonego i mama nie używała wody utlenionej?
-Używała, ale to było jakieś 12 lat temu.
-No wiec powiem ci, że to jest to samo.
-Nie pocieszyłeś.
Uśmiechnąłem się. Zmieniłem płatek kosmetyczny na ten wilgotny i oczyściłem ranę i następnie nakleiłem plaster. Zająłem się jego rozwaloną wargą.
-Otwórz usta - wykonał moje polecenie, ale nie tak jak chciałem. Chwyciłem jego podbródek i otworzyłem mu szerzej usta. Przyłożyłem do jego rozciętej wargi płatek kosmetyczny nasączony woda utlenioną on natychmiast zamknął usta gryząc mnie przy tym w palec i to wcale nie słabo. Odruchowo "porwałem" swój palec z jego ust. Zabrał płatek ze swojej wargi.
-Ugryzłem cię?
-Tak.
-Przepraszam o matko nie chciałem to przez przypadek, ale to cholernie szczypało. Przepraszam.
-Nic się nie stało już nie raz mi się to zdarzyło tylko ty ugryzłeś mnie znacznie mocniej.
-Przepraszam. Ale nie leje się krew? - zapytał z przerażeniem.
-Nie. Nic się nie stało zdarza się. Ale teraz się nie ruszaj, a jak jeszcze raz mnie ugryziesz to ci oddam.
-Okej - zaśmiał się.
Dalej opatrywałem jego ranę. Gdy skończyłem nakleiłem tam plaster.
-No to twarz z głowy. Jak z tym brzuchem?
-Boli.
-A jakieś nowości, bo to już słyszałem.
-Bardziej boli?
-Nie to chciałem usłyszeć. Okej wstawaj i zdejmij koszulkę.
-Co?
-Wstań i zdejmij koszulkę.
-Po co mam zdejmować koszulkę? - zapytał z przerażeniem.
-Bo nie mam co robić tylko kazać ci się rozbierać - zrobił duże oczy. - Żartuję. Muszę chyba ci coś zrobić z tym brzuchem nie sądzisz?
-O-okej.
Wstał powoli i chciał zdjąć koszulkę, ale jękną głośno.
-Kurwa... - przeklął pod nosem.
-Co jest?
-Bark mnie boli nie mogę ruszać ręką.
Obszedłem go i zerknąłem na jego prawy bark. Był spuchnięty. Chwyciłem jego rękę i chciałem ja podnieść.
-Ała! Kurwa to boli! - wydarł się na całe mieszkanie.
-Wybity.
-Co?
-Masz wybity bark.
-Jak to i co teraz?
-Mogę ci go nastawić, ale to boli albo do szpitala.
-Nastawisz - powiedział natychmiast.
-Dobra, a teraz trzeba ci ściągnąć koszulkę.
Chwyciłem za nożyczki i przyłożyłem do materiału.
-Ej chwila nie da się inaczej?
-Podniesiesz rękę?
-Nie.
-No właśnie.
-Dobra, tnij.
Zacząłem ciąć materiał od dołu do góry wzdłuż torsu. Rozciąłem całą i pomogłem mu zdjąć z obolałej ręki. Kleknąłem przed nim. Jego brzuch wyglądał dość kiepsko cały był siny, ale było mu wydać wyrzeźbione mięśnie i to jakie. Chyba się lekko zaczerwieniłem. Szlak!
-Jak już przede mną klęczysz to przydałoby się przedstawić. Jestem Louis.
Popatrzyłem na niego z dołu, a na jego twarzy malował się piękny uśmiech.
-Harry - odpowiedziałem.
-Skąd wiesz jak masz mnie opatrzyć i skąd wiesz, że mam wybity bark?
Chwyciłem do ręki maść łagodzącą ból wycisnąłem sobie na rękę i zacząłem rozsmarowywać na jego brzuchu. Szlak jego mięśnie! Przypomniałem sobie o jego pytaniu.
-To jak cię opatrzyć wie 15-latek, bo uczą tego w szkołach, a poza tym to studiuję medycynę więc takie coś to nic.
-Aha czyli to, że ratujesz życie innym jest na porządku dziennym? Wypisane do kalendarzyka i na karteczce na lodówce "uratować jakiemuś debilowi życie".
-Nie jesteś debilem.
-Jestem, uwierz, jestem.
-Ja powiedziałem ci coś o sobie teraz twoja kolej czego chcieli ci kolesie?
-Nie ważne.
-Ważne, mów szybko.
-Jestem im winien kasę.
-Za co?
-Pożyczyłem od nich kasę na rozkręcenie swojego zespołu. Mieliśmy napisanych kilka dobrych kawałków wiesz chcieliśmy nagrać demo mieliśmy trochę swoich oszczędności, ale to było za mało a nie dadzą mi kredytu na jakieś szczeniackie marzenie. Spotkałem ich przypadkowo i od słowa do słowa okazało się, że mogą mi pomoc. Pożyczyłem od nich 70 tysięcy + 10 odsetek zgodziliśmy się gdyby zespół wypalił od razu oddalibyśmy im kasę, a do tego wszyscy pracowaliśmy nie, ale zespół się rozpadł, a oni stwierdzili, że ja pożyczałem to ja mam spłacać pracowałem mogłoby się to udać, ale przed wczoraj straciłem pracę i teraz gówno mam, a ci idioci mi nie odpuszczą.
-A rodzice?
- Rodzice myślą, że uczciwie zarobiłem te pieniądze w pracy nie mogę im powiedzieć prawdy.
-Louis prawda jest zawsze lepsza niż kłamstwo - chwyciłem do ręki gazę przyłożyłem do niego brzucha i owinąłem go bandażem elastycznym. - Już - podniosłem się z kolan i stanąłem na przeciwko niego.
-Dzięki.
-Połóż się na kanapie nastawie ci bark.
-To będzie bolało?
-Niestety, ale tak.
-A bardzo? - zapytał piskliwym głosem.
-Bardzo, ale tylko przez chwilę później będzie lepiej - posłałem mu ciepły uśmiech.
-Okej.
Położył się na kanapie tak jak mu kazałam.
-Weź ręcznik i zagryź go mocno - podałem mu ręcznik.
-Ale po co?
-Nie chce żeby cię cały Londyn słyszał jak się drzesz.
-To aż tak boli?
-Wolę zapobiec temu jakby cię bardzo bolało.
-Okej.
Zdrową ręką przysunął ręcznik do ust i zagryzł mocno.
-Gotowy? - zapytałem. Pokiwał głową. - Zrobię to szybko żeby cię nie bolało, ale nie możesz się ruszyć jasne? Lewą rękę schowaj pod plecy - zrobił tak jak mu kazałem podniosłem nogę i przyłożyłem do jego klatki przyciskając lekko. - To na wypadek gdybyś się rzucał - pokiwał głową. - No to zaczynamy.
Podniosłem jego rękę i szybko nastawiłem. Tak jak myślałem nawet przez ręcznik krzyk był ogłuszający, a on zaczął się wyrywać. Położyłem jego rękę przy jego boku zginając ją w łokciu i kładąc na jego brzuch. Uspokoił się. Wyjąłem mu ręcznik z ust.
-Już po wszystkim.- posłałem mu ciepły uśmiech.
-Gdyby nie to, że mi tak pomogłeś zabiłbym cię. To cholernie boli.
-Jestem tego świadomy, ale musiałem to zrobić.
-Tak wiem i jestem wdzięczny.
-Leż cały czas ja zaraz wrócę.
-Okej.
Pobiegłem szybko do mojej sypialni przebrałem się w luźne dresy i zwykły t-shirt. Zgarnąłem do ręki parę szarych dresów T-shirt i temblak (takie coś co trzyma ci rękę w jednej pozycji). Zszedłem po schodach Louis nadal leżał plecami na kanapie i dość ciężko oddychał. Podszedłem do niego, do czoła miał przyklejone mokre kosmyki włosów, a w oczach łzy nie chciałem mu robić krzywdy, ale nie chciał jechać do szpitala zresztą tam zrobiliby mu to samo co ja w domu. Przeniósł wzrok na mnie i słabo się uśmiechnął.
-Boli co?
-Cholernie. I chyba zaraz zacznę beczeć, a często tego nie robię.
-Płacz jeśli ma to coś pomóc. Załóż bluzkę i czyste spodnie i usztywnię ci tą rękę - podałem mu wcześniej zabrane rzeczy.
Podniósł się delikatnie z kanapy chwycił T-shirt po czym założył go na siebie to samo zrobił z ja sami które były brudne od błota kurzu i krwi. Założyłem mu temblak na rękę.
-Nie możesz nią ruszać okej?
-Okej.
-No to już po wszystkim.
-Harry... Dziękuję - uśmiechnął się uroczo.
-Nie ma za co.
-Jest nie wiem jak ci się odwdzięczę.
-Coś wymyślimy. - posłałem mu uśmiech które odwzajemnił. - Jesteś głodny? Może zrobię coś do jedzenia, bo umieram z głodu.
-W sumie dobry pomysł. Też jestem głodny.
-To chodź.
Ruszyłem do kuchni. Mój brzuch domagał się jedzenia!
Stanąłem za blatem, a Louis usiadł na krześle naprzeciwko mnie zdrową rękę kładąc na blacie.
-To co byś zjadł? - zapytałem.
-Cokolwiek byle szybko bo jestem głodny.
-Jak szybko to pizza odpada....
-A to ja jeszcze wytrzymam chwilę - wyszczerzył swoje białe ząbki.
-Okej no to pizzaaaaaaa! - krzyknąłem.
Wyciągnąłem potrzebne składniki i zacząłem zabawę w robienie pizzy. Po pół godzinie wsadziłem ją do piekarnika.
-Za ile będzie? Umieram z głodu! - wrzasnął Louis.
-Za niecałe pół godziny. Wytrzymasz.
-Muszę.
-Masz napij się przestaniesz odczuwać taki głód - podałem mu butelkę wody.
-Nie chce pić chce jeść - powiedział marszcząc brwi.
-To musisz poczekać.
-No dobra.
Po pół godziny pizza była gotowa. Pokroiłem ją na równe części i podałem Louis'owi.
-Nareszcie!
-Smacznego.
-Nawzajem.
Zajadaliśmy w ciszy pizzę.
-Matko jaki byłem głodny!
-Ja też. Smakowało? - zapytałem.
-I to jak! Gdybym miał jeszcze miejsce zjadłbym jeszcze - zapadła cisza ja zacząłem zbierać brudne naczynia za stołu i wsadzać je o zmywarki. - Po co to robisz? - zapytał nagle. Odwróciłem się do niego przodem i zmarszczyłem brwi.
-Ale co?
-Po co mi pomagasz? Po co chcesz wszystkim pomagać? - zapytał a moje serce zabiło mocniej nie chciałem o tym mówić.
-Nie ważne.
-Ważne proszę powiedz jestem ciekawski i chce wiedzieć.
Schowałem resztę na żyć do zmywarki i usiadłem przy blacie.
-Powiesz? - zapytał z nadzieja w glosie.
-Nie wystarczy ci odpowiedz ze lubię pomagać innym?
-Nie na pewno jest jakiś konkretny powód - podszedł do mnie i usiadł obok. - Mów.
-Jak byłem młody ktoś mnie zranił...
-Kto? Opowiedz mi o tym.
-Miałem wtedy 16 lat wszystko było okej no prawie wszystko... Miałem wtedy... Miałem wtedy chłopaka... - zamilkłem oczekując jego reakcji ale on nic nie powiedział. Przeniosłem wzrok na niego.
-Chłopaka?
-Tak chłopaka... Bo ja jestem gejem.
Spuściłem wzrok na moje splecione ręce na blacie a do oczu napłynęły mi łzy. Pewnie zaraz ucieknie i wyzwie mnie od pojebanych pedałów. Ale on nic nie powiedział. Znów na niego popatrzyłem jego twarz pozostała nie zmieniona.
-Nic nie powiesz? - zapytałem.
-A co mam powiedzieć?
-No nie wiem na przykład ze jestem pierdolonym gejem i ze się mną brzydzisz?
-Nie obchodzi mnie orientacja innych ludzi to ich własną prywatna spraw, a ja nie jestem homofobem, a poza tym sam nie jestem lepszy.
-Co znaczy ze nie jesteś lepszy?
-Jestem biseksualny... - moje oczy przybrały kształt spodka. - Pewnie to dla ciebie szok. Jeśli chcesz mogę wyjść.
-Nie. Zostań proszę.
-Mów dalej bo ci przerwałem.
-A no tak wiec miałem chłopaka wydawało się ze jest idealnie byłem pewny ze on to tej jedyny, że z nim spędzę resztę życia on sam tak mówił. Ale okazało się ze to wszystko było na pokaz. Ośmieszył mnie przed wszystkimi każde nasze spotkanie nagrywał wszystko miał nagrane upokorzył mnie, ja go naprawdę kochałem, a on złamał mi serce. Nikt nie wiedział, jak się czuje nikt nie umiał mi pomoc. Mama i siostra starały się mnie pocieszać doradzać, ale one nie wiedziały, jak to jest byłem nawet z tym u psychologa, ale to nic nie dało nikt nie umiał mi pomoc. Ale najgorsze jest to ze nawet przez to co mi zrobił ja w głębi duszy nadal go kocham i nie potrafię przestać. -z moich oczy samowolnie popłynęły łzy.
-Przykro mi nie powinno cię to spotkać. - położył rękę na moim ramieniu. - Ale skoro już wiem co skłoniło cię do pomagania innym odpowiedz mi na jedno pytanie. Ty cierpiałeś psychicznie, a studiujesz medycynę czyli będziesz pomagał w bólu fizycznym, wiec czemu nie zdecydowałeś się iść na psychologie miałbyś zapewne większe doświadczenie, bo to cię spotkało pomogło by ci rozumieć problemy innych.
-Ale ból psychiczny jest często podstawa bólu fizycznego... Ja po tym wszystkim zadawałem sobie ból fizyczny ciałem się, bo myślałem ze to coś da ze zapomnę o bólu psychicznym, ale to nic nie dało. Lekarz u którego byłem stwierdził, że przez to co mi się przytrafiło mógłbym pomagać innym to on pokierował mnie na ta ścieżkę, tak zostali do teraz chce pomagać innym nie chce żeby ktokolwiek był w takiej sytuacji jak ja nie chce żeby ktoś cierpiał.
-Harry to bardzo szlachetne z twojej strony. Na pewno wielu ludziom pomożesz. Pomogłeś już mi a przecież nie musiałeś.
-Musiałem. Obiecałem sobie kiedyś, że gdy zobaczę kogoś w potrzebie nie zawaham się przyjść mu z pomocą.
-Gdyby nie ty prawdopodobnie bym nie żył dziękuję ze mi pomogłeś. I dziękuję ze się przede mną otworzyłeś.
Uśmiechnąłem się do niego.
-Chodź podglądamy tv. - złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę salonu.
Usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy tv. On jest bi. Nie dociera to do mnie nadal. Nie to ze czuje obrzydzenie ale wychodzi ba to ze mogę mieć jakieś szanse. Chciałbym go pocałować. Ale on na pewno kogoś ma. Jest przystojny trochę szalony... Ale na pewno kogoś ma.
-Zimno mi. - usłyszałem jego głos przy moim uchu.
Przytulił się do mojej ręki kładąc głowę na ramieniu. Moje serce zaczęło nic w zadziwiająco szybkim tempie. Wtulił się bardziej w moje ramie. Louis wiesz ze jestem homoseksualny dlaczego mi to robisz?!
-Nie przeszkadza ci to prawda? - wyszeptał w moje ucho.
-Nie... Jest okej.
Starałem się opanować moje emocje. Czemu tak reaguje na najmniejszy jego ruch? To nie powinno się dziać. Tak zaufałem mu powiedziałam coś co przed wszystkimi ukrywałem.
-Idziesz jutro na wykłady tak? - zapytał dalej wpatrując się w telewizor.
-Tak jutro są wykłady, ale nie długo możliwe ze wrócę zanim się obudzisz. Mam na 7 do 12.
-Zostawisz obcego człowieka samego w swoim domu? - zapytał patrząc na mnie.
-Nic nie ukradniesz, bo będziesz spal, a poza tym wierze ci. Nie mam powodu się bać, że nagle znikniesz prawda?
-Prawda nigdzie się stad nie ruszę. - uśmiechnął ukazując rząd białych ząbków.
Mój telefon dal o sobie znać wibrując krótko w mojej kieszeni. Wyciągnąłem urządzanie z kieszeni. SMS. Wcisnąłem opcje pokaz.
Od Zakochany w Zaynie:
"Wyskakuj ze swojego nudnego mieszkania idziemy do klubu! Może ci kogoś znajdziemy! Ruszaj się! Jutro nie mamy wykładów zabalujemy kujonie!"
Jak zawsze "normalny" Niall. Czyli jutro nie mamy wykładów dobrze się składa.
Do Zakochany w Zaynie:
"Czemu nie ma wykładów? Ja nigdzie nie idę mam gościa. Idź sam z Zaynem."
Od Zakochany w Zaynie:
"Koleś sobie z rodzinka wyjechał -.- Kogo tam masz??!! Błagam powiedz, że to nie twoja mama ani Gemma tylko jakiś koleś. Błagam! Zayna nie ma :'( jest w pracy znów! Ja bez niego się zanudzę zaraz, dobrze, że wraca za 2 godziny będzie koleinie spędzona noc :D"
Louis także przeczytał wiadomość od mojego przyjaciela i wybuchł śmiechem.
Do Zakochany w Zaynie:
"To nie mama ani Gemma. To Louis. Błagam nie pisz mi jutro w szczegółach o waszej nocy, bo serio mam to gdzieś."
Od Zakochany w Zaynie:
"Louis??!! Kto to? Ładny? Jaki ma tyłek? Przeleciałeś go już?"
-Widzę ze twój przyjaciel jest bardzo ciekawski. - zaśmiał się.
-Nawet nie wiesz jak.
-Wiesz w sumie nie mam zarzutów do moich pośladków. - powiedział spoglądając na nie. Moje policzki zarumieniły się, gdy podążyłem za jego wzrokiem. Przeniosłem wzrok na ekran telefonu.
Do Zakochany w Zaynie:
"Zdaje się ze masz chłopaka. Czekaj jak mu jest Z... A tak wiem Zayn miłość twojego życia."
Od Zakochany w Zaynie:
"Bo tak jest! Zayn to miłość mojego życia! A to czy się pytam o takie rzeczy, to normalne my sobie ufamy i nie robimy awantur jak ten drugi popatrzy się na tyłek innego."
Do Zakochany w Zaynie:
"No to macie do siebie duże zaufanie...."
Od Zakochany w Zaynie:
"Nawet nie wiesz jak duże :) tylko szkoda ze go tutaj nie ma :( chce żeby już wrócił i mnie przytulił."
Do Zakochany w Zaynie:
"On zarabia na to żebyś mógł codziennie wpieprzać, co ci się na rękę nawinie i na twoje studia po części też!"
Od Zakochany w Zaynie:
"Harry ty napisałeś wpieprzać wszystko dobrze? Ty nigdy nie przeklinasz. A poza tym wiem o tym, że zarabia na nas, ale tęsknie ze nim, ty powinieneś wiedzieć, co to znaczy za kimś tęsknić."
Serce mnie zakuło. Niall wiedział o wszystkim i wiedział, że to wszystko boli bardzo i wiedział, że chodź on mnie zranił ja za nim tęsknię. Wiedział o tym i napisał to wiedząc, że to zawsze przywołuje bolesne wspomnienia. Nie wierze ze to zrobił...
Do Zakochany w Zaynie:
"Nie wierze ze to napisałeś. Wiesz jak bardzo mnie to boli, gdy tylko przypomnę sobie o nim. A ty od tak mi o tym przypominasz, jeśli ta rozmowa dalej ma być taka, to już nie chce z Tobą pisać... Część."
Nacisnąłem szybko wyślij i zablokowałem telefon, żeby Louis nie mógł tego przeczytać. Zmarszczył brwi patrząc na mnie, a ja swój wzrok odwróciłem w stronę telewizora. Wpatrywałem się tępo w niego. Te słowa zawsze bolały, a od Nialla bolały jeszcze bardziej, bo to on mnie pocieszał, kiedy przyjechałem do Londynu i nie umiałem się odnaleźć w tym świecie. To on przywalił Tomowi za to co mi zrobił, gdy przyjechaliśmy za tydzień do Holmes Chapel. A teraz tak po prostu mi o tym przypomniał. Odłożyłem telefon na drugi koniec kanapy. Kolejny raz zawirował, ale nie miałem chory pisać z Niallem.
-Nie przeczytasz? - do moich uszu dobiegł jego delikatny głos.
-Ummm to nic ważnego.
-To na pewno Zakochany w Zaynie kimkolwiek on jest.
-To Niall mój przyjaciel.
-Rozumiem. Czemu już nie chcesz z nim pisać? Nie zdążyłem przeczytać twojego smsa.
-Ummm. To .... Ummm.. To nie ważne...
-Chodzi o tego chłopaka? - zapytał łagodnie. - Nie przepraszam, nie powinienem pytać to twoja prywatna sprawa.
-Dziękuję, że to uszanujesz.
-Nie ma sprawy.
-Jeśli nie chcesz o czymś mówić, to to uszanuje jestem ciekawski, ale jeśli ktoś nie chce o czymś rozmawiać to uszanuje to, nie niekiedy też tak mam.
Posłałem mu uśmiech, który odwzajemnił. Odwrócił twarz w stronę telewizora, a ja wpatrywałem się w jego twarzy. On jest piękny. Innego słowa nie mam na określenie jego piękna. Jego potargane włosy wyglądające jakby dopiero wstał z łóżka i przeczesał je ręką, ale pewnie umorzenie ich zajmowało mu masę czasu. Jego cudowne niebiesko-szare oczy, w który tonąłem. Jego pełne różowe wargi, które gdy rozciągały się w śmiechu, ukazywały rząd białych zębów oraz pełne policzki. Jego cudowne ciało, które mogłem dotknąć. Jego cudowny zapach, który mógłbym wdychać godzinami i nigdy by mi się nie znudził. Całość wyglądała przepięknie, a świadomość, że właśnie leży przytulony do mojego ciała napawała mnie ogromna radością. Robili się coraz ciemniej. Oglądaliśmy w spokoju film. Znaczy wokół nas panował spokój, ale we wnętrzu mojego ciała odbywała się bitwa. Czy go dotknąć, czy nie, czy posmakować jego ust, czy nie. Nie, nie, nie, nie mogę o nim tak myśleć NIE! Ze zmęczenia moje powieki opadły i pogrążyłem się w krainie Morfeusza.
Następnego dnia otworzyłem delikatnie oczy, przygotowując się na oślepiający blask słońca, ale to nie nastąpiło. Otworzyłem szeroko oczy, a do moich uszu dobiegł dźwięk kropli uderzających o szybę. Wziąłem głęboki oddech i zorientowałem si, że coś ciężkiego leży na moim ramieniu pomiędzy mną a oparciem kanapy. Przetarłem oczy dłonią i dostrzegłem przed sobą Louisa. Moje serce zaczęło łomotać jak szalone. Uspokój się Styles! To tylko Louis... Jego oczy otwarły się, a jego wzrok padł na mnie. Jego usta momentalnie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
-Oops.
-Hi.
-Cześć Haz - uśmiechnął się uroczo pokazując rząd białych zębów. - Emmmm... Prze... Przepraszam ale zasnąłem nawet nie wiem kiedy po prostu byłem zmęczony i...
-Nic się nie stało Lou - posłałem mu pokrzepiający uśmiech.
Uwolniłem się spod jego ciała i podniosłem na nogi.
-Idę pod prysznic poczekaj tu i się nie ruszaj, jak przyjdę to zmienię ci opatrunek.
-Nigdzie się nie wybieram.
Na moje usta wpełzł uśmiech. Dlaczego przez powiedzenie kilku słów ja tak reaguje? Pobiegłem szybko do toalety, by nie musiał czekać na mnie długo. Wziąłem szybki prysznic. Owinąłem się ręcznikiem w biodrach i szybko poszedłem do swojego pokoju nałożyłem czyste ubrania. Włosy szybko wysuszyłem pozostawiając je porozwalane na całej głowie tak jak zawsze. Z wielkim uśmiechem na twarzy skierowałem się do salonu. Louis leżał na kanapie z zamkniętymi oczami, ale gdy podszedłem bliżej otworzył je, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Okrążyłem kanapie zwalając jego nogi, co zmusiło go do usiąścia.
- Zmienię ci plastry chodź.
Wstał i ruszył za mną do kuchni. Odkleiłem mu plaster z brwi i wargi. Podciągnąłem koszulkę i ściągnąłem bandaż oraz ściągnąłem temblak.
-Idź pod prysznic tylko uważaj na rękę, jak przyjdziesz to znów ci założę.
-Dobrze, mamo - zaśmiał się na określenie, które wypłynęło z jego ust.
-Nie nazywaj mnie tak! - oburzyłem się. - Nie jestem nadopiekuńczy, jeśli o to ci chodzi.
-Jesteś.
-Wynocha pod prysznic, bo ci śniadania nie zrobię!
-To ja już sobie pójdę.
Grzecznie pomaszerował do toalety. Usłyszałem dźwięk spływającej wody. Louis tam był, był za ścianą kompletnie nagi pod strumieniem wody. Zacząłem wyobrażać sobie ta scenę. Czemu tu tak gorąco? Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, a serce zaczęło nic szybciej. Już zrobiłem krok do przodu żeby tam iść, wkraść się mu do toalety, ale otrząsnąłem się od razu i opanowałem swoje emocje. Co z tego, że za ścianą jest on cały nagi? Przecież to nic... Wytrzymam. Opanowałem nerwowe bicie serca.
Zabrałem się za robienie śniadania. Ale co mógłbym zrobić? Może naleśniki? Nieee... Wyglądało by to jakbyśmy byli para, a ja próbowałbym mu umilić dzień słodkim śniadaniem. Po chwili namysłu zdecydowałem się na jajecznicę z papryka i bekonem. Przed zaczęciem włączyłem radio, gdzie puszczali moje ulubione piosenki. Czyżby mój szczęśliwy dzień? Kroiłem wszystko do naszego śniadania i śpiewałem do muzyki.
-Baby, baby, baby ohhhhhhh like baby, baby, baby ohhhhhh...
-Ładnie śpiewasz - podskoczyłem na dźwięk jego głosu i natychmiast się zarumieniłem. Czmychnąłem do radia i ściszyłem je.
-Ummmmmm dzięki - wyszeptałem lekko speszony.
Przestałem robić śniadanie i podszedłem do niego. Nakleiłem nowe plastry, a na rękę założyłem temblak. Kontynuowałem robienie jajecznicy. Gdy skończyłem rozdzieliłem ją na równe części i nałożyłem na talerze.
-Nie wiem co pijesz, więc poczekałem aż przyjdziesz, kawa czy herbata?
-Normalnie kawę na postawienie na nogi, ale jestem wyjątkowo rozbudzony, wiec poproszę herbatę.
Zaparzyłem dwie herbaty i postawiłem na blacie kuchennym.
-Smacznego- odezwałem się.
-Dziękuję i nawzajem.
Hmmmm całkiem dobre mi to wyszło. Jednak siedzenie w kuchni podczas, gdy mama coś gotowała opłaciło się.
-Pychota.
Popatrzyłem na Louisa, którego talerz był już pusty, a mój w dalszym ciągu pełny. Uwinąłem się szybko z jedzeniem.
-Powinienem już wracać i tak nadużyłem twojej gościnności.
-Nie! Znaczy nie musisz. Możesz zostać mi to nie przeszkadza.
-Harry dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś ale powinienem już iść.
-Skoro musisz.
Posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie widziałem, a uwierzcie widziałem ich naprawdę wiele.
-Pójdę się przebrać.
Skinąłem głową. Chwycił wczorajsze ubrania, w zasadzie to tylko spodnie, po czym odwrócił się do mnie.
-Mógłbym pożyczyć ten t-shirt?
-Raczej powinienem ci go dać za to ze twój rozciąłem.
-Pomogłeś mi, więc ci wybaczam.
-Możesz go zabrać i tak na mnie jest już za ciasny.
Ruszył do toalety, a po chwili z niej wyszedł. Podał mi dresowe spodnie, które miał na sobie.
-Może cię odwiozę? - wypaliłem bez namysłu. Styles ty debilu!
-Nie musisz tego robić.
-Ale chce.
-Jeśli chcesz, to chętnie nie odmrożę sobie tyłka idąc przez całe miasto.
Zaśmiałem się. Ruszyliśmy do wyjścia. Zamknąłem drzwi i wsiedliśmy do mojego auta. Co prawda nie było luksusowe, ale nie mam do niego zastrzeżeń. Lou podał mi adres, gdzie mieszka jego ciotka. Zdziwiłem się, że tak daleko. To na drugim końcu miast, a znalazłem go kilka ulic dalej. Aż tak daleko zawędrował. Dostrzegłem dom z numerem 32 i stanąłem na poboczu. Czyli to koniec? Chyba tak...
Lou odpisał pasy i sięgnął za klamkę.
-Podasz mi swój numer - nie to fatalny pomysł Boże co ja robię?!
-Myślałem, że nie spytasz.
Moje serce wykonało kilka obrotów. Wpisałem mu telefon, a on podał mi swój. Wstukałem numer i zapisałem pod nazwa mojego imienia. Oddal mi telefon i popatrzyłem na ekran "BooBear", zmarszczyłem czoło nie za bardzo wiedząc, czy to jego przezwisko.
-Tak mówi na mnie mama, a ty mi ja trochę przypominasz. Z charakteru oczywiści,e bo też się troszczysz o wszystkich.
Poprawka Lou ja się troszczę o ciebie.
-Dzięki za wyjaśnienie.
-To do zobaczenia Haz mam nadzieje, że się kiedyś spotkamy w normalnej sytuacji.
-Też mam taka nadzieje.
Wysiadł z samochodu wcześniej puszczając mi oczko. Odjechałem wbity w fotel samochodowy. Osłupiały wszedłem do mieszkania. Mam numer Louisa! Zacząłem skakać jak nastolatka.
-Widzę, że humor ci dopisuje.
Krzyknąłem na dźwięk czyjegoś głosu.
-Haz to tylko ja.
Odwróciłem się przodem do sprawcy mojego mini zawału. Niall no jasne.
-Niall. nie strasz mnie błagam cię.
-Przecież po to dałeś mi klucze.
-Dałem ci klucze w razie czego, a nie żebyś wchodził o mojego mieszkania kiedy chcesz i... -popatrzyłem na miskę popcornu, która zdecydowanie należała do mnie - zjadać moje jedzenie.
-Jak przyszedłem, to cię nie było nie chciałem sobie jaj odmrozić.
-Jak już jesteś, to cześć, a można wiedzieć, jaki jest cel tej wycieczki poza opróżnianiem mojej lodówki i sprowadzeniem mnie do bankructwa?
-No jak to jaki? Lewis.
-Louis idioto.
-No to Louis. Masz mi wszystko dokładnie powiedzieć. Iiiii przepraszam za to co wczoraj napisałem wiem, że nie powinienem tego pisać bo.. Bo ty nadal za nim tęsknisz.
-Tęskniłem.
-Jak to? - spytał zdezorientowany.
-On mnie skrzywdził, to bolało może boli do tej pory, bo jednak pierwsze zauroczenie zawsze boli.
-Zauroczenie? Mówiłeś, że go kochasz.
-Wiem, że tak mówiłem, ale to było tylko zauroczenie, nareszcie wiem czym jest prawdziwa miłość... To Louis.
3 dni później
Przez ostatnie 3 dni nie było godziny bez wysłania chociaż jednego smsa. Cały czas do siebie pisaliśmy. Przerwę robiliśmy tylko, gdy byliśmy bardzo zmęczeni i szliśmy spać. Louis wrócił do Doncaster. Trochę szkoda, ale obiecał, że wróci i ze się zobaczymy. Chyba nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. Niall oczywiście cały czas mi dogryzał. Cały czas przypominał mi o tym, że powiedziałem mu, że kocham Louisa. Bo to prawda kocham go, stwierdziłem to po kilkunastu godzinach. Ale naprawdę go kocham. Na nikogo tak nie reagowałem, jego uśmiech, a moje serce bije szybciej, a ja sam się uśmiecham. Nie było tak nigdy nawet przy Tomie. Wiedziałem, że Niall cieszy się z tego, ale niemiłosiernie mnie wkurzał.
Siedziałem właśnie na zajęciach i słuchałem wykładu, gdy mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnąłem go z kieszeni. SMS od Louisa. Na moje usta odrazy wpełzł uśmiech, a serca zaczęło szybciej bić.
Od BooBear:
"Dzisiaj będę w Londynie, muszę coś załatwić może się spotkamy? ;)"
TAK! Będzie w Londynie! Musi coś załatwić, a jak znów musi spotkać się z nimi?
Do BooBear:
"Tak spotkajmy się ;) Lou, ale po co przyjeżdżasz do Londynu?"
Od BooBear:
"Haz to nie ważne. :)"
Do BooBear:
"Ważne. Chcesz się spotać z nimi? Z tymi od których pożyczyłeś kasę? Louis proszę nie rób tego. Nie zniosę widoku ciebie pobitego kolejny raz."
Od BooBear:
"Haz nie martw się. Nic mi się nie stanie :) Wiesz to słodkie, ż tak się troszczysz ;) Nie zobaczysz mnie pobitego. Będę cały i zdrowy."
Na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Do BooBear:
"Obiecujesz?"
Od BooBear:
"Obiecuje. To przyjdę do ciebie o 17 może być? ;)"
Do BooBear:
"Dobrze tylko się nie spóźnij, nie lubię tego ;)"
Od BooBear:
"Dobrze Haz nie spóźnię się ;) A ty skup się na wykładzie, masz wszystko zaliczyć :D"
Do BooBear:
"O to się nie martw ;) do zobaczenia :*"
Od BooBear:
"Do zobaczenia Haz :*"
Schowałem telefon do kieszeni. Niall bezczelnie patrzył mi przez ramie na telefon.
-Gdzie się gapisz?
-Ciekawe macie rozmowy. - zachichotal. - Nie zniosę widoku ciebie pobitego. To słodkie, że się tak troszczysz. - mówił przesłodzonym głosem.
-Jestem inny, niż ty, ja nie pisze smsów w stylu "kochanie przygotuj się na cholernie długo noc, będzie jęczał moje imię tak głośno, że cały Londyn usłyszy"
-Styles pochlebiasz mi, ale mam chłopaka.
-Spadaj idioto. - zaczął się śmiać, a kilka osób zwróciło mu uwagę. - To ty piszesz takie smsy Zaynowi.
-On nie protestuje, mówi, że dzięki nim potrafi przetrwać najgorszy dzień w pracy, muszę mu jakoś pomagać Styles.
-Styles, Horan znudzeni wykładami? - po sali rozniósł się donośny glos profesora.
-Przepraszamy. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
Dochodziła 16, a ja byłem strasznie zdenerwowany, chyba jak nigdy dotąd. Jeszcze godzina, a ja już byłem ubrany i przygotowany do wyjścia. Po mieszkaniu rozległ się dzwonek. Jeśli to Niall, to obiecuje, że skopie mu tyłek. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je, nagle ktoś się przewrócił prosto na mnie. To LOUIS! O matko.
-Louis?
-Czczeeśśśśćććć Hahahaharry.
Postawiłem go w pionie, był cały mokry, przez co ja teraz też jestem. Jego włosy były białe, jakby ktoś oblał je woda i zamarzły. Usta miał fioletowe, a jago skóra była nienaturalnie blada. Dłonie miał zaplecione na piersi i cały się trząsł.
-Louis matko, co ci się stało?!
Chwyciłem jego mokra i lodowata rękę i wciągnąłem go do środka. Szybko popędziłem w stronę salonu i zacząłem ściągać z niego ubrania. Na ręce nie miał już temblaka, czyli ręką przestała boleć, to dobrze. Zrzuciłem z jego ramion mokra kurtkę. Odpiąłem sportową bluzę i ja też odrzuciłem na bok. Chwyciłem za krawędź jego koszulki i zciągnąłem ją szybko. On powoli ściągnął swoje buty. Ściągnąłem z siebie sportową bluzę i nałożyłem na jego ramiona. Przyciągnąłem go do siebie mocno i objąłem rękami, kładąc je na jego nagich plecach.
-Hhhharrrry co rrrroooobiszzzzzz?
-Jesteś lodowaty, a inne ciało najlepiej ogrzewa. Obejmij mnie - poczułem jego lodowate ręce na moich plecach.
Zacząłem jeździć po jego plecach dłońmi. Już mi zrobiło się zimno. A jego szczeka dalej drżała z zimna. Odsunąłem się od niego i chwyciłem za rękę. Zaciągnąłem go do toalety. Odkręciłem kurek z ciepłą wodą na maksa, a woda zaczęła się lać do wanny. Louis stał skulony na środku łazienki, a wzrok miał nieobecny. Podszedłem do niego.
-Musisz się ogrzać. Wejdziesz do gorącej wody.
Zacząłem odpisać jego spodnie. Było to konieczne dla jego dobra. Zsunąłem spodnie z jego nóg.
-Musisz się cały rozebrać. - powiedziałem niepewnie.
Jednym ruchem ściągnął z siebie bokserki. Nie będę tam patrzył, nie będę tam patrzył. Skupiłem się na jego twarzy, starając się zapomnieć, że stoi przede mną całkiem nagi. Podszedłem z nim do brzegu wanny, a on posłusznie tam wszedł. Na jego twarzy można było odczytać grymas bólu.
-Zostawię cię tutaj siedź i nie wychodź na razie i dokładnie zanurz głowę, okej? Żebyś nie dostał wstrząsu.
Pokiwał twierdząco głową.
Wyszedłem z łazienki zamykając ja za sobą. Oparłem się plecami o nie i oddychałem nierówno. Starałem się uspokoić, to nic, że za drzwiami w mojej wannie leży NAGI Lou, to nic. Ruszyłem do kuchni. Zrobiłem dwa kubki gorącej herbaty i postawiłem je na stoliku w salonie. Z pokoju zabrałem suche ubrania i ruszyłem do toalety. Zapukałem niepewnie i otworzyłem drzwi. Lou stał na środku łazienki, jego ramiona trzęsły się z zimna, a na biodrach miał puchaty ręcznik.
-Przyniosłem ci ubrania - podałem mu suche ubrania, a on wziął je i odłożył na szafkę. - To ja cię zostawię.
-Harry... Mogę użyć twojej sucharki? - zapytał słabym głosem.
-Tak jest w szafce - pokazałem na szafkę nad lustrem.
Wyszedłem szybko z łazienki. Upiłem mały łyk herbaty, parząc się przy tym. Nie słyszałem już suszarki,
a pilnie potrzebowałem skorzystać. Wszedłem do łazienki. Lou układał swoje włosy drżącymi rękami. Zobaczył mnie w odbiciu lustra i odwrócił się do mnie przodem.
-Harry kolejny raz ratujesz moje zasrane życie, jak ja ci się odwdzięczę.
-Lou to dla mnie drobiazg.
Jego usta były dalej sine, a skora blada.
-Nie jest ci zimno?
-Jest.
-W salonie są koce przykryj się nimi.
-Dobrze.
Uśmiechnął się i podszedł jeszcze bliżej. Moje serce zaczęło walić jak szalone.
-Zimno mi tu - pokazał na swoje usta. - A skoro inne ciało ogrzewa najlepiej...
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Zamknął oczy i nachylił się nad mną. Jego usta niepewnie i delikatnie dotknęły moich. Stałem jak słup i nic nie robiłem. Napadł na moje wargi bardziej i wtedy się ocknąłem. Przymknąłem oczy i odwzajemniłem pocałunek. Jego usta są takie delikatne. Poczułem, jak zaplata ręce na moim karku. Mimowolnie moje ręce powędrowały na jego talię. Jego język delikatnie wysunął się i musnął moje usta prosząc o pogłębienie pieszczoty. Zareagowałem od razu rozchylając delikatnie usta. Jego język wdarł się pomiędzy moje usta. Na początku pocałunki były nieśmiałe, ale z czasem stały się bardziej pewne. Nasze języki tańczyły w dzikim tańcu. Po chwili brakło nam powietrza i odsunęliśmy się od siebie. Nie miałem pojęcia co teraz robić. Wypchnąłem go za drzwi i zamknąłem je na klucz. Usłyszałem ciche pukanie.
-Haz wszystko okej? - zapytał, a w jego glosie usłyszałem skruchę.
-Tak idź do salonu, zaraz do ciebie dołączę tylko muszę skorzystać.
-Dobrze.
Na prawdę musiałem skorzystać. Ale zaraz po tym podszedłem do kranu i odkręciłem zimna wodę. Nabrałem ja do rąk i przemyłem nią twarz. Oblizałem swoje usta, wciąż czułem jego smak. Mięta
i truskawka. Wyszedłem z toalety, a gdy zobaczyłem go siedzącego na kanapie moje serce zabili mocniej. Co teraz? Co mam mu powiedzieć? Że mi się podobało? Nie. Nic nie powiem, najpierw on musi coś powiedzieć, tak będzie najlepiej. Podszedłem do kanapy. Usiadłem obok niego i chwyciłem koc do rak. Okryłem nim nas i zabrałem kubek z herbatą do rąk.
-Raczej z naszego wyjścia nici.
-Tak. Nie wypuszczę cię stąd w takim stanie.
-Nie mam zamiaru gdziekolwiek wychodzić. Mogę się do ciebie przytulic? Proszę.
-T-tak możesz.
Objął swoimi rękami mnie w pasie, a głowę położył na mojej klatce piersiowej. Moje serce biło zdecydowanie za szybko. Przecież od razu skapnie się, że to przez niego. Swoja prawa rękę położyłem na jego plecach, błądząc po nich, to taki mój nawyk, zawsze tak robię. I co teraz mamy leżeć w swoich ramionach, jakby nigdy nic, po tym jak się pocałowaliśmy? Nie! Ja tak nie umiem! Ale... Ale co jak on zaproponowałby mi związek? Miałbym się zgodzić? Tak kocham go, ale... nie wiem, czy jestem gotowy na związek. Od rozstania z Tomem minęły 2 lata... Ale czy jestem gotowy?
Z rozmyślań wyrwał mnie Louis. Podniósł się z mojej klatki piersiowej i spojrzał na mnie swoimi błękitnymi, jak ocen oczami. Podniósł się delikatnie i zbliżał do mojej twarzy, patrząc na moje usta. Nie błagam Lou, nie całuj mnie błagam. Za późno. Jego usta delikatnie dotknęły moich. Nie tak nie może być. Chwyciłem go za ramiona i odepchnąłem. On zmarszczył brwi.
-Myślałem że podobało ci się.
-Tak, ale... Lou nie może się od tak całować.
-Chcesz ze mną być? - zakrztusiłem się własną śliną.
-Słucham? - zapytałem z wielkimi oczami.
-Pytałem, czy chciałbyś być ze mną.
-Lou... Ty jesteś tego pewien?
-Tak Haz, jestem tego w stu procentach pewien. Chciałbyś być moim chłopakiem? - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Tak chciałbym.
Jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Przysunął się do mnie, likwidując przestrzeń pomiędzy nami. Złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Nagle usłyszałem kroki.
-O co ja tu widzę!
Odwróciłem się do Nialla przodem.
-Mnie i mojego chłopaka. - odpowiedziałem dumnie.